Wywiady z panią Karoliną

 Wywiad dla magazynu "Sens"

 Karolina Gorczyca – konkret dziewczyna

19 września 2012 

Emocjonalna i zrównoważona. Idealistka, która... mocno stąpa po ziemi! Tak to jest z zodiakalnymi Rybami. – Mam całą listę marzeń – mówi Karolina Gorczyca. Sposoby na ich realizację zdradza Joannie Olekszyk. 

 Podobno z ważnymi momentami w życiu kojarzy ci się konkretna muzyka. To czego teraz słuchasz?
 Ostatnio, oprócz muzyki klasycznej i filmowej, którą uwielbiam, coraz częściej słucham polskiego hip-hopu i reggae. W moim odczuciu mają w sobie dużo szczerości i wolności, dają możliwość wyrzucenia wszystkiego, co leży na sercu. Znudziło mnie już, jak mawia moja znajoma, „słodkie pierdzenie”. Kiedyś miałam tendencję do zanurzania się w marzycielsko-sielskich klimatach, teraz wolę konkret. Ewidentnie rozpoczął się w moim życiu etap, kiedy wyraźniej czuję ziemię pod stopami. Tylko zastanawiam się, czy skoro już tak mocno na niej stoję, to nie stałam się zbyt przyziemna. Z jednej strony bycie tu i teraz jest cenne i pożądane, ale trzeba przecież mieć szalone marzenia…!


No, a masz marzenia?
Pewnie, choć może nie są one jakoś wyjątkowo szalone (śmiech). Chciałabym na przykład, żeby moje dziecko było zdrowe, żebym mogła stale zapewniać mu możliwość rozwoju. Chciałabym mieć domek z ogrodem, podróżować z moją rodziną i robić w życiu to, co chcę, a nie to, co muszę. Mam całą listę marzeń, ale nie wiem, czy ty masz tyle czasu, żeby tego słuchać! (śmiech).


Mówisz, że mocno stąpasz po ziemi, ale czy to znaczy, że nie dajesz się ponieść emocjom?
Skąd, jestem bardzo emocjonalna! I zmienna. Ale nie wybuchowa. Raczej trudno wyprowadzić mnie z równowagi. Jestem typem, który więcej milczy i obserwuje, niż gada, ale potrafię czasem być upierdliwą katarynką. Nie znoszę jednak kłótni i krzyku, gdy ktoś podnosi głos, oddalam się i szybko ucinam dialog. Łatwo się wzruszam i uwielbiam filmy, które doprowadzają mnie do łez. Ostatnio obejrzałam „Sprawę Kramerów” i długo nie mogłam się pozbierać. Przez te łzy poczułam, że sama się jakoś oczyściłam, dziwne wrażenie.
Jestem zodiakalną Rybą, czyli wrażliwcem, uczuciowcem, którego cechuje dualizm. Raz marzy mi się spontaniczna podróż w nieznane, na zasadzie: zbieramy się, wkładamy dziecko do fotelika, bierzemy plecak i wsiadamy do samochodu, ale zaraz potem myślę: „Nie no, to wariactwo, przecież taki wyjazd trzeba przemyśleć. Spakować te wszystkie buteleczki i zabawki dla małej, ubrania na każdą pogodę…”.


I górę bierze rozsądek…
No właśnie. Ale ja lubię ten swój rozsądek. Chociaż czasami mnie zawodzi. Wydaje mi się, że wiem już, jak postąpię w danej sytuacji. Powtarzam sobie, że drugi raz nie popełnię podobnego błędu, będę mądrzejsza, ale za chwilę okazuje się, że nie potrafiłam powstrzymać odruchowych reakcji i dałam się ponieść emocjom. Czy to wynika z mojej kobiecej natury, czy z jakichś cech osobowościowych, nie wiem. Na pewno mogę powiedzieć, że wciąż jestem dla siebie otwartą księgą.
Kiedyś zbyt wiele rzeczy brałam do siebie. Ktoś powiedział coś żartem, a ja myślałam: „Pewnie była to jakaś aluzja do mnie”. Teraz coraz mniej mi zależy na tym, żeby się podobać wszystkim, a czasem w ogóle mnie to nie obchodzi. Po urodzeniu córki poustawiałam sobie priorytety.


Potrafisz walczyć o siebie?
Jeżeli czuję, że muszę, to tak. Przejawem tej waleczności jest asertywność, której właśnie aktywnie się uczę. Kiedyś nie miałam jej w ogóle. Często zgadzałam się na różne rzeczy, wbrew sobie, tylko dlatego, że ktoś mnie poprosił. Uczę się jasno i wyraźnie komunikować swoje zdanie i potrzeby, próbuję opanować coś, co można nazwać dyplomatyczną asertywnością. To daje ogromną wolność. 
Kiedyś pewne media opublikowały informację, która mnie bardzo poruszyła, a dotyczyła mojej rodziny. Skierowałam sprawę do sądu i ją wygrałam. To był dla mnie porządny kop energii i wiary w siebie. Nie pozwalam już tak łatwo przekraczać moich granic. Macierzyństwo mi w tym pomaga.


Poczułaś instynkt?
Tak, ale można to nazwać po prostu zwykłym dojrzewaniem do pewnych spraw. Bardzo często kieruję się intuicją. Wierzę, że każdy człowiek posiada swoją wewnętrzną mądrość, ukryty głos, który podpowiada mu właściwe rozwiązania, tylko często go lekceważymy. Warto ufać swoim odczuciom. Miewasz czasem takie momenty, że poznajesz kogoś i od razu wiesz, czy ta osoba jest z twojej bajki czy nie? Albo wiesz, czy masz iść na jakieś spotkanie, czy z niego zrezygnować? Przyjąć tę pracę czy poczekać na inną? Ja miewam często takie przebłyski. Niekiedy zdarza mi się te przeczucia zignorować, przekonywać samą siebie, że: „Może ten człowiek nie jest taki zły, warto dać mu jeszcze jedną szansę”, ale zawsze potem okazuje się, że pierwszy odruch był właściwy.


Niestety, często uczymy się dopiero na błędach.
Tak, czasami również na błędach innych. Ja nauczyłam się, że nie ma sensu przywiązywać się do rzeczy materialnych i stawiać siebie ponad drugiego człowieka. Staram się nie gromadzić rzeczy, które nie są mi już potrzebne, oddawać je tym, którym naprawdę mogą się przydać. Lubię pomagać ludziom, którzy znaleźli się w podobnej potrzebie co ja kiedyś. Na przykład sami w wielkim mieście… Pamiętam, jak kilka lat temu, tuż po przeprowadzce z Krakowa do Warszawy, wynajęłam od koleżanki ze stolicy mieszkanie. Tak naprawdę było to mieszkanie jej rodziców, o czym dowiedziałam się, kiedy odwiedził mnie jej ojciec, oburzony i mocno zdziwiony, że mnie widzi. Zadzwonił do żony, która kazała mi natychmiast opuścić ten adres. Z płaczem błagałam, by pozwoliła mi zostać choć dzień czy dwa, dopóki nie znajdę innego miejsca. Znałam w Warszawie niewiele osób, naprawdę miałam problem. Nie zgodziła się, zaczęła mi wyliczać, ile kosztowała ich kuchnia, ile łazienka. Po naszej rozmowie w przeciągu dwóch godzin przyszedł ślusarz, żeby wymienić zamki.


I co zrobiłaś?
Na dwie noce przygarnęła mnie znajoma reżyserka z Krakowa. Potem po serii telefonów trafiłam wreszcie na kolegę, który prawie od ręki wynajął mi mieszkanie na Górnośląskiej, w starej, pięknej kamienicy, idealne! Na dodatek prawie za bezcen. Potem usłyszałam, że ludziom, którzy mnie wygonili z poprzedniego mieszkania, przytrafiła się bardzo przykra osobista historia. Do dziś uważam, że ta sytuacja bardzo wiele mi uświadomiła.


Skoro mówimy o negatywnych odczuciach, bywasz złośnicą?
Rzadko, ale zdarzają mi się stany wzburzenia, niestety najczęściej przy najbliższych. Ale zaraz potem żałuję swoich słów. Tak już chyba jest, że na najwięcej pozwalamy sobie w stosunku do tych, których kochamy.


A łatwo cię zauroczyć? Szybko się zakochujesz?
Ludzie mnie nieustannie fascynują. Jak ktoś mi się spodoba, od razu chcę lepiej go poznać. Częściej ulegam urokowi kobiet, natomiast mężczyzn – ostatnio średnio (śmiech). Mam fajnego partnera, którym jestem cały czas zauroczona.


Co cię ujmuje w ludziach?
Hm, chyba bezinteresowny odruch niesienia pomocy. Mam przyjaciela, który pomaga dzieciom z biednych krajów, finansując ich edukację. Na przykład przez kilkanaście lat opłacał szkołę pewnej dziewczynce z Korei, która dzięki niemu mogła zrealizować swoje marzenia. Na szczęście takich ludzi jest więcej. Od niedawna współpracuję z pewnym ośrodkiem, co jakiś czas organizuję zbiórki rzeczy dla dzieci, które tam przebywają. I zauważyłam, że jeśli ktoś weźmie udział w jednej akcji, to zwykle włącza się też w kolejne. I zachęca innych ludzi. Mnie też zaraziła koleżanka aktorka. Tworzy się taki łańcuszek pomocy. Ludzie sami już do mnie dzwonią, że są rzeczy do zabrania dla dzieciaków. To bardzo budujące.
Zachwycają mnie też ostatnio ludzie, którzy w mądry i umiejętny sposób wychowują swoje dzieci. Ale przede wszystkim mam wielką słabość do osób, które mają coś do powiedzenia o życiu i świecie, które mają swoje pasje.


„Czas honoru”, w którym grasz Rudą, przedstawia bohaterskich mężczyzn z pasją i równie bohaterskie kobiety, ale trochę w ich tle.
W czwartej i piątej serii postaci kobiece robią się bardziej wyraziste i skomplikowane, mamy do zagrania naprawdę ciekawe sceny. W pierwszych sezonach role kobiece były rzeczywiście epizodyczne. Nic dziwnego. To mężczyźni szli na wojnę, można powiedzieć, że w powszechnym przekonaniu wojna to była i jest głównie męska rzecz. I w ten sposób jest ona pokazywana w serialu. Podoba mi się to, że scenarzyści postanowili rozwinąć postaci walczących kobiet, bo ich role i zadania podczas wojny były przecież równie ważne co mężczyzn, a niekiedy nawet bardziej niebezpieczne.


Nie wydaje ci się, że ostatnio trochę tęsknimy za ludźmi honoru? A zwłaszcza my, kobiety, za honorowymi mężczyznami?
Myślę, że na pewno pociąga nas to, że ludzie przed wojną mieli duże poszanowanie dla wartości i drugiego człowieka. Była walka za ojczyznę, a jak nie walka, to rodzina, a jak nie rodzina, to edukacja. Mieli jasno ustawione priorytety. A czy tamci mężczyźni byli bardziej honorowi? Na pewno cechowały ich zachowania, które z kobiecego punktu widzenia są gwarancją poczucia bezpieczeństwa, czyli waleczność, niezłomność, opiekuńczość, odwaga. Myślę, że takich bohaterów i takiego serialu brakowało w polskiej telewizji. I jego popularność to potwierdza. W moim przekonaniu pełni też funkcję edukacyjną. Możemy zastanowić się, co oni mieli, a czego było im brak, no i co, w porównaniu z nimi, mamy my, współcześnie żyjący, a czego możemy im pozazdrościć. Fajnie być częścią projektu, który skłania do takich przemyśleń.


A ty, jakie wartości wyniosłaś z domu rodzinnego?
Rodzice zawsze wpajali mi, że najważniejsze, żeby dziecko miało pełną rodzinę, tzn. dwójkę rodziców, że trzeba walczyć o związek do końca. Mówili, żeby być uczciwym człowiekiem, mieć ambicje i być pracowitym. Ale wiele przekonań, z którymi zetknęłam się w dzieciństwie, zmodyfikowałam w dorosłym życiu. Na przykład podejście do pieniędzy. Moi rodzice żyli, i nadal to robią, w przekonaniu, że pieniądze trzeba szanować, trzy razy zastanowić się nad każdym wydatkiem. A ja od początku miałam przeczucie, że pieniądze są właśnie po to, by z nich korzystać. Dziś umiem i lubię sprawiać przyjemność sobie oraz innym dzięki zarobionym pieniądzom. Daje mi to wiele radości. Może to złe podejście, ale nie zakładam kolejnych lokat, nie szukam funduszy inwestycyjnych. Wolę zaoszczędzone pieniądze wydać na podróż albo kupić komuś prezent. Oczywiście nie mogę powstrzymać się od kupowania prezentów mojej córce. Co nie znaczy, że nie uczę się oszczędzać.


Pochodzisz z małej miejscowości. Pewnie słyszałaś w dzieciństwie: „Nie wychodź przed szereg”, „Ciesz się tym, co masz”?
Oczywiście. Słyszałam też: „Najlepiej żyć bez kontrowersji i rozgłosu, nie pchać się na pierwszy plan” albo: „Teatr, śpiewy, tańce?! Co to za pomysł?! To nie przystoi, z tego nie będzie żadnych pieniędzy. Lepiej byś poszła na medycynę”. Ale chyba dobrze, że to słyszałam, bo z przekory postanowiłam właśnie robić to, co mi odradzano. Swoją drogą, to zastanawiające, skąd w młodym człowieku bierze się pragnienie sięgnięcia po marzenia, kiedy raczej wybija mu się je z głowy, skąd ma w sobie tę pewność, że chce żyć inaczej, niż doradzają inni. Ważne chyba, żeby spotkać ludzi, którzy ciągną cię do góry zamiast w dół. Ja na takich trafiłam.


Masz jakąś wymarzoną rolę, postać, którą chciałabyś zagrać? Jakiej propozycji byś nie odrzuciła?
Twoje pytanie sugeruje, że dostaję stosy scenariuszy (śmiech). Odpowiem tak: jeśli odrzucam jakąś propozycję, to dlatego, że nie jest ona dla mnie wyzwaniem albo sam temat projektu niczym się nie wyróżnia, niczego nie wnosi. Nie widzę na przykład żadnej trudności w zagraniu postaci, która jest do mnie podobna. Lubię za to, gdy film porusza ważny problem, który budzi kontrowersje, na temat którego sama chętnie bym się wypowiedziała. Albo po prostu wzrusza mnie historia bohatera, już podczas czytania scenariusza jakoś się z nim identyfikuję.
Właśnie zaczęłam zdjęcia do debiutanckiego filmu Michała Węgrzyna „Nie myśl o tym”. Gram postać, której widz szybko nie polubi, ale która poprzez szereg życiowych niepowodzeń zrozumie, że problem tkwi nie w innych, jak do tej pory myślała, ale w niej samej i jeśli nie zmieni swojego nastawienia do świata i ludzi, będzie nieszczęśliwa i unieszczęśliwi innych. Czasami mam problem z umotywowaniem jej zachowań. Więc muszę trochę pogłówkować. Lubię takie wyzwania.


A Karolina z „Huśtawki”, która chciała rozbić małżeństwo swojego kochanka? Też była wyzwaniem?
Tak, miałam z nią problem. Choć postrzegałam ją bardziej jako osobę, która miała też swoje racje. Rozumiałam, że można dla kogoś tak oszaleć z miłości, że chce się walczyć o ten związek z całych sił. Chociaż ja przestałabym, gdybym zauważyła, że druga strona nie jest tak zaangażowana jak ja.


À propos marzeń, my w SENS-ie wierzymy, że jeśli mówisz o nich głośno, to się spełnią. Dobrze też jest je spisać, a kartkę powiesić w widocznym miejscu w domu…
A wiesz, że ja robiłam coś podobnego? Tylko, że ja swoje marzenia malowałam. To było jeszcze na Górnośląskiej. Na małych karteczkach, zupełnie instynktownie, rysowałam sobie to, co chciałabym osiągnąć i przyklejałam na ścianie. I wiesz, że wszystko się spełniło? Namalowałam sobie małe, ale własne mieszkanko. Po pół roku już w nim zamieszkałam. Niedługo potem, przechodząc obok pewnej galerii sztuki, zobaczyłam na wystawie niesamowitą płaskorzeźbę, wykonaną w jakiejś afrykańskiej wiosce. Przedstawiała rodzinę, czyli mężczyznę i kobietę, którzy byli do siebie przytuleni, mieli w tę samą stronę przechylone głowy, a ona na rękach trzymała dziecko. Dla mnie była to „święta rodzina”. Wstając codziennie rano, patrzyłam na tę rzeźbę, była moją inspiracją. Półtora roku później spotkałam mojego obecnego partnera. To co, nie pozostaje nic innego jak iść do domu i zacząć znowu rysować? (śmiech).


Wywiad dla Plejada.onet.pl  podczas gali rozdania Telekamer Teletygodnia 2014

 Nie potrafię przebijać się łokciami 

   Jest zdolna i wie czego chce, choć dochodzi do tego małymi krokami. Ta szatynka o zjawiskowej urodzie jest ambitna, ale nie za wszelką cenę. Mierzy wysoko, ale realnie patrzy na życie. Absolwentka  PWST w Krakowie, aktywna mama, teraz także Ambasadorka Herbalife Triathlon  Gdynia 2014. Właśnie nagrywa drugą część hitowego serialu "To nie koniec świata!" i była nominowana do Telekamer w kategorii aktorka.

 Przed nią premiera polsko-niemieckiej koprodukcji pod tytułem "Agnieszka". Dostała tam główną rolę Polki, która ucieka do Niemiec i rola ta została bardzo dobrze przyjęta w Niemczech. Zagrała ją po niemiecku, choć nie zna tego języka. W rozmowie z Plejadą mówi o tym, co robi wieczorami z Krystianem Wieczorkiem i za co podziwia polskie aktorki próbujące sił w Ameryce.


Joanna Rokicka: Bardzo spodobałaś się Polakom w serialu "To nie koniec świata!". Wcześniej niewiele osób o tobie słyszało, choć miałaś na koncie sporo kreacji aktorskich. Czy ta główna rola to był przełom w twojej karierze?
Karolina Gorczyca: To nie był przełom, ale główna rola w popularnym obecnie serialu powoduje, że jestem bardziej rozpoznawana. Muszę powiedzieć, że w moim życiu zawodowym sporo się ostatnio działo. Dla mnie każda rola jest przełomem, bo jest szansą pokazania się na ekranie, zaprezentowania swoich umiejętności i pracy na planie. Rola Anki to część mojej drogi zawodowej. Na początku była nieśmiałą dziewczyną z Białej Podlaskiej, która nie wie gdzie ma iść, teraz w drugiej serii ta rola ciekawie dojrzewa. Cieszę się, że mogłam przemycić u niej cechy charakteru, które odróżniają ją od typowych postaci z innych seriali. Jest niepokorna, zdecydowana, z charakterkiem, trochę dresiara. Ale szanuje ludzi. Lubię ją.


Czy odnajdujesz w sobie jakieś cechy wspólne z Anką?
Obie lubimy sport i idziemy do wyznaczonego celu. Potrafię zrobić więcej niż inni się po mnie spodziewają, a nawet niż spodziewam się sama po sobie. Anka też… Obie jesteśmy z małego miasta.


Pochodzisz z Biłgoraju. Jak odnalazłaś się w warszawskim środowisku? Nie należysz raczej do bywalczyń stołecznych salonów.
Robię to tylko wtedy, kiedy trzeba i kiedy naprawdę mam ochotę. Kiedy wiem, że dana impreza wiąże się z moją pracą czy odbywa się jakaś akcja, w której wzięłam udział. Wtedy chętnie pokazuję się publicznie, nie stanowi to dla mnie problemu. W innym wypadku odmawiam.


Wydajesz się bardzo strzec swojej prywatności. Niewiele wiadomo o twoim życiu poza planem…
To nie jest tak, że ja kategorycznie chronię swoją prywatność i nic na jej temat nie mówię, bo wypowiadałam się na przykład o macierzyństwie, pojawiają się informacje o moim dziecku i tak dalej. Ale kontroluję to i co chcę puszczam dalej, a czego nie chcę, zatrzymuję dla siebie. Prosta sprawa.


Jesteś mamą kilkuletniej dziewczynki. Czy aktorce trudniej jest pogodzić pracę z wychowywaniem dziecka? Ten zawód wiąże się z nietypowymi godzinami i czasem pracy, pewną nieprzewidywalnością...
Z wszystkim można poradzić sobie, to tylko kwestia organizacji czasu oraz charakteru i zaradności kobiety. Oprócz tego są jeszcze bliscy i rodzina.


Z kim najlepiej dogadujesz się na planie serialu?
Bardzo lubię pracować z Magdą Lamparską i chyba to widać. (chwilę później jakby na zawołanie pojawia się sama Magda i daje Karolinie buziaka na pożegnanie). Poza planem także się lubimy. Zresztą siłą tego serialu jest właśnie świetna ekipa, która się zebrała i mówię tu nie tylko o aktorach, ale i o reżyserze, realizatorach, operatorach, ekipie od światła, make-upu czy garderoby. Do tych ludzi chce się wracać. Po dwóch miesiącach przerwy, którą niedawno mieliśmy jeszcze mocniej poczułam jak lubię z nimi pracować.


A Krystian Wieczorek, twój główny partner na planie, okrzyknięty przez media najpiękniejszym Polakiem?
Bardzo go lubię i szanuję, jest inteligentną osobą i ma szeroką wiedzę filmową.


Jest twoim przewodnikiem?
Tak, jest encyklopedią wiedzy o tym, co się dzieje w filmie, kto co nakręcił i wyprodukował (śmiech). Poza tym jest świetnym kompanem do sportu! Czasem zdarzyło nam się wieczorami razem pobiegać już po zakończeniu zdjęć. On trenuje, ja teraz też i fajnie mieć kogoś takiego, kto po trzynastu godzinach pracy chce jeszcze iść pobiegać czterdzieści minut na mrozie. Z Krystianem mam fajną relację.


Czy rola Anki coś zmieniła w twoim życiu?
Prawdopodobnie więcej ludzi mnie kojarzy. To zabawne, bo ludzie się teraz podzielili - jedni na Facebooku piszą, że kochają mnie tylko za Rudą w "Czasie honoru", dla innych istnieję tylko jako Anka z "To nie koniec świata" (śmiech). Są wyraźne podziały wśród fanów! Ten serial pewnie przyniósł większe zamieszanie wokół mojej osoby, ale bez przesady. Normalnie chodzę do supermarketu, kina czy na pocztę. Lubię wszystkich moich fanów. Cieszę się, że są ze mną.


Masz wymarzoną rolę, którą chciałabyś zagrać? Może jakiś reżyser o tym usłyszy…
Jestem fanką filmu "Boys don’t cry" z Hillary Swank, gdzie gra kobietę, która nie godzi się ze swoją płcią. Uwielbiam ten film i to, co w nim zrobiła. Jestem jej fanką, nawet w zwykłej komedii romantycznej potrafi być wybitna. Patrzę na jej role z lekką tęsknotą i pozytywną zazdrością. Taki przekrój ról byłby dla mnie mile widziany (śmiech). Uwielbiam Charlize Theron za "Monstera" i Emily Watson za "Przełamując fale". Życzę sobie jako aktorce takich kreacji i bardzo chciałabym zagrać rolę, do której trzeba się specyficznie przygotować, zmienić wizerunek.


Na przykład przytyć 20 kg?
Tak, czuję niedosyt takich mertamorfoz jak w filmach kręconych na Zachodzie. W filmie "Agnieszka" mogłam to zrealizować, ale w Polsce chcą mnie taką, jaką jestem a ja chciałabym zrobić coś innego ze sobą. Chociażby obciąć czy przefarbować włosy! Bardzo mnie to fascynuje w tym zawodzie i czasem mam z tym problem, że nie mogę tego realizować. Mam nadzieję, że to się zmieni.

Zagrałaś już w dwóch zagranicznych produkcjach. Myślałaś o tym żeby spróbować swoich sił za granicą?
Tak, myślałam i powolutku mi to wychodzi. Zagrałam w produkcji irańskiej, rosyjskiej i niemieckiej. Może mogłam mocniej to wykorzystać, ale nie jestem osobą, która idzie za ciosem i zrobi wszystko, aby przekonać wszystkich do siebie. Realnie patrzę na możliwości, wiem, że wszystko się dzieje po kolei i ma swój czas. Jestem pogodzona z tym, co jest i jak jest, ale mam ambicje, które w swoim tempie realizuję.


Bez przepychania się łokciami? To rzadkie w tym środowisku.
Ja tego właśnie nie potrafię.


Nie wyniosłaś tego z domu rodzinnego? To jakie wartości przekazali ci rodzice?
Rodzice dawali mi wolność i nikt nie ingerował w moje życie i w moje wybory. Może dlatego, że te wybory zawsze  były dobre i nie szkodziły mi, tylko przynosiły pozytywne rezultaty? Od wczesnych lat byłam samodzielna i taka jestem do dzisiaj.


A nie nęci cię Hollywood? Rzucić wszystko tu i spróbować przebić się do świata wielkiej sławy i pieniędzy?
Każdy aktor czasem o tym myśli. Gdyby to było takie proste, to już wielu naszych aktorów by tam pojechało i zrobiło kariery. Uważam, że najpierw trzeba osiągnąć coś tutaj. Gdy sięgam pamięcią do naszych aktorów, którzy zrobili tam karierę to jest ich naprawdę niewielu. Pola Raksa, potem długo długo nikt, poniekąd Daniel Olbrychski czy Izabela Scorupco za Bonda. Na tym by się kończyło. Nasze Hollywood jest tutaj.


Są takie aktorki, które próbują – Alicja Bachleda Curuś czy Weronika Rosati. Ale po obiecujących początkach potem brakuje zwykle polskim aktorom takiej decydującej roli, która by ich tam wniosła na szczyt. Jak sądzisz dlaczego tak się dzieje - kwestia szczęścia czy przypadku?
Nie umiem i trochę nie chcę się nad tym rozwodzić. Warto jednak docenić wysiłek tych aktorek. Dziewczyny bardzo wytrwale walczą o swoje marzenia, to ciężka praca. Szlifują znajomość języków, akcent, nieustannie chodzą na castingi, wiele ważnych dla mnie rzeczy muszą poświęcić. Do tego trzeba mieć odpowiedni charakter i determinację. Super, trzymam za nie kciuki!

                                                                       Marysia



 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz